3 lipca 2009

Street Sweeper Social Club


Dobrze, że nie kupiłem tej płyty. To w zasadzie jedyne, co ciśnie mi się na usta, a debiut tej „supergrupy” (termin nijak nie pasuje mi do SSSC) jeszcze grać nie przestał. A o mało co bym nie kupił, jako fanboy Rage Against the Machine, zachęcony dodatkowo dwoma świetnymi utworami, jakie znalazły się na „NINJA 2009 Tour Sampler”, który jest bardzo przyjemną EPką z dwoma utworami każdego zespołu z trasy NINJA 2009, czyli od Nine Inch Nails, Jane’s Addiction i Street Sweepera właśnie. Po wielokrotnym przesłuchaniu „Clap for the Killers” i „The Oath”, po obejrzeniu wielu koncertowych filmików od SSSC pewnikiem pobiegłbym prosto do sklepu i wydał duży pieniądz na wydaną przez Warnera (czyżby zwrot w stronę niezależnych labeli?) płytę, na okładce której wyeksponowane są nazwiska ludzi odpowiedzialnych za całe to muzyczne rozczarowanie: Tom Morello i Boots Riley. Nawet jeżeli nie zna się drugiego z panów (jak to było w moim przypadku), to sam fakt, że w projekt zamieszany jest gitarzysta RATM powinien dawać choć odrobinę rozeznania w tym, czego możemy się spodziewać. Oczywiście, zaangażowany rap rock. Brzmiący dość wtórnie, dodajmy, choć Rileyowi chwali się, że nie stara się naśladować Zacha de la Rochy. Mimo wirtuozerii Toma Morello, paradoksalnie najlepszymi utworami na płycie są te, których nie ciągnie do przodu gitara. Riley i Morello pewnikiem sporo by zyskali, gdyby przycięli „Street Sweeper Social Club”, robiąc z jedenastopiosenkowego albumu EPkę z sześcioma kawałkami. Wydawnictwo zawierające tylko i wyłącznie „Fight! Smash! Win!”, singlowe „100 Little Curses” (do którego powstało raczej kiepskie, choć pomysłowe, video), nindżowa dwójka: „The Oath” i "Clap For The Killers". Do tego „Megablast” z końcówki i zamykający „SSSC” naprawdę dobry „Nobody Moves (Til We Say Go)” miałoby szansę trochę namieszać. Tymczasem warte uwagi utwory giną przytłoczone przez kawałki po prostu słabe i wtórne.

Innymi słowy, kiepski debiut, choć momenty były.

W ramach ciekawostki nagranie z tego samego koncertu, co był wyżej linkowany. Jak wiadomo, bojownicy wszystkich krajów łączcie się, zatem cover piosenki pani, fenomenu popularności której zupełnie nie rozumiem, a która bardzo lubi "Tamilskie Tygrysy" - co już nie walczą, bo broń złożyły - a która, dziwnym zbiegiem okoliczności, nazywa sie M.I.A., zatem "Paper Planes".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz